Dzisiaj napiszę o metrze londyńskim, które należy do najstarszych i najbardziej rozbudowanych na świecie, a z którego w porównaniu do innych środków transportu korzystam najczęściej. Dwanaście linii wijących się pod miastem w porównaniu do jednej budowanej 25 lat w Warszawie robi wrażenie i budzi zazdrość. Ja chciałbym jednak pokazać, że jeśli choć na chwilę zapomnimy o liczbie linii to metro warszawskie zacznie wygrywać z londyńskim pod wieloma względami.
Zacznę od tego, że w londyńskim metrze jest bardzo duszno i gorąco. Nawet jeśli na dworze jest zimno i założyliśmy kurtkę to po zejściu do metra z pewnością ją zdejmiemy. Na przewarzającej liczbie stacji i w pociągach niestety brakuje klimatyzacji. Czytałem, że w najbliższym czasie na jednej z linii mają zostać wprowadzone pociągi z klimatyzacją ale to kropla w morzu potrzeb. Póki co przemieszczanie się metrem to przyjemnych nie należy, a zarząd metra zaleca aby w podróż wybrać się z butelką wody.
Komfortu nie poprawia fakt, że stacje w londyńskim metrze są bardzo małe, szczególnie te głębinowe. Jest akurat tyle miejsca aby zmieścił się pociąg i niewiele więcej. Biorąc pod uwagę to co widziałem, tak na oko przeciętna szerokość peronu to 3-4 metry. Pod tym względem Warszawa bije Londyn na głowę. Mniejsze są również wagony (z ciekawostek to na poszczególnych liniach mają różne rozmiary). W Warszawie bez problemu stoję wyprostowany, w Londynie mieszczę się po środku wagonu.
W londyńskim metrze brakuje również tzw. komór rozprężających powietrze. Powoduje to, że pociąg wjeżdżający na stację wpycha przed sobą ogromną masę powietrza, która uderza w pasażerów. Może to i drobiazg ale pokazuje, że metro w Warszawie należy do nowoczesnych. Potwierdza to, również fakt, że wszystkie stacje metra w Warszawie przystosowane są dla niepełnosprawnych (mam na myśli windy), a w Londynie nie.
Z innych rzeczy to jadąc metrem w Londynie mam wrażenie, że tory do najprostszych nie należą. Obserwując wagon jadący przed nami albo za nami można zauważyć jak nim rzuca, czasami jest jakby trochę wyżej, a czasami niżej :). Metro w Londynie jest również po prostu drugie, nawet biorąc pod uwagę wyższe zarobki. Koszt jednego przejazdy w ramach pierwsze strefy to na tą chwilę 1.9 funta szterlinga i to przy założeniu, że korzystamy z karty magnetycznej (tzw. Oyster). Tradycyjne bilety są jeszcze droższe.
Tyle narzekania. Ideałem byłoby metro nowoczesne jak w Warszawie ale z taką liczbą linii jak w Londynie (może moje wnuki tego doczekają). W kolejnych postach chciałbym dać kilka wskazówek jak korzystać z metra w Londynie.
Linki do poprzednich postów z serii na temat życia w Londynie:
Zacznę od tego, że w londyńskim metrze jest bardzo duszno i gorąco. Nawet jeśli na dworze jest zimno i założyliśmy kurtkę to po zejściu do metra z pewnością ją zdejmiemy. Na przewarzającej liczbie stacji i w pociągach niestety brakuje klimatyzacji. Czytałem, że w najbliższym czasie na jednej z linii mają zostać wprowadzone pociągi z klimatyzacją ale to kropla w morzu potrzeb. Póki co przemieszczanie się metrem to przyjemnych nie należy, a zarząd metra zaleca aby w podróż wybrać się z butelką wody.
Komfortu nie poprawia fakt, że stacje w londyńskim metrze są bardzo małe, szczególnie te głębinowe. Jest akurat tyle miejsca aby zmieścił się pociąg i niewiele więcej. Biorąc pod uwagę to co widziałem, tak na oko przeciętna szerokość peronu to 3-4 metry. Pod tym względem Warszawa bije Londyn na głowę. Mniejsze są również wagony (z ciekawostek to na poszczególnych liniach mają różne rozmiary). W Warszawie bez problemu stoję wyprostowany, w Londynie mieszczę się po środku wagonu.
W londyńskim metrze brakuje również tzw. komór rozprężających powietrze. Powoduje to, że pociąg wjeżdżający na stację wpycha przed sobą ogromną masę powietrza, która uderza w pasażerów. Może to i drobiazg ale pokazuje, że metro w Warszawie należy do nowoczesnych. Potwierdza to, również fakt, że wszystkie stacje metra w Warszawie przystosowane są dla niepełnosprawnych (mam na myśli windy), a w Londynie nie.
Z innych rzeczy to jadąc metrem w Londynie mam wrażenie, że tory do najprostszych nie należą. Obserwując wagon jadący przed nami albo za nami można zauważyć jak nim rzuca, czasami jest jakby trochę wyżej, a czasami niżej :). Metro w Londynie jest również po prostu drugie, nawet biorąc pod uwagę wyższe zarobki. Koszt jednego przejazdy w ramach pierwsze strefy to na tą chwilę 1.9 funta szterlinga i to przy założeniu, że korzystamy z karty magnetycznej (tzw. Oyster). Tradycyjne bilety są jeszcze droższe.
Tyle narzekania. Ideałem byłoby metro nowoczesne jak w Warszawie ale z taką liczbą linii jak w Londynie (może moje wnuki tego doczekają). W kolejnych postach chciałbym dać kilka wskazówek jak korzystać z metra w Londynie.
Linki do poprzednich postów z serii na temat życia w Londynie:
2 comments:
Drogi Michale,
Ciekawe porównania, ale niestety, nie wytrzymujące argumentacji:). Jak można zestawiać ze sobą nowoczesność inwestycji z końcówki XX i początku XXI wieku z inwestycją, której początki powstawały w poł. wieku XIX? Chyba należałoby podziwiać, że najstarsze na świecie metro cały czas funkcjonuje i jest systematycznie dostosowywane (w miarę możliwości oczywiście) do aktualnie panujących warunków. Należałoby dodać, że większość londyńskich stacji metra jest w sędziwym wieku - ponad sto lat. A co do ceny? Fakt, transport publiczny w Londynie jest stosunkowo drogi, ale demonizowanie tego jest z lekka śmieszne, zwłaszcza, że rozwiązania płatności za transport są bardzo sensowne. Napisz, ile maksymalnie płacisz za metro w ciągu jednego dnia, podobnie jak za autobusy, itd (posługując się kartą Oyster jeżdżąc dużo, w pewnym momencie za transport nie płacisz już nic, nie pamiętam jaka to kwota w metrze, ale w autobusach na pewno są to cztery przejazdy). A metro warszawskie nie jest znowu takie tanie. Normalny bilet o ile dobrze pamiętam, to 4,60 zeta aktualnie, jak na polskie warunki ponad 1 funt - to bardzo dużo:)
Pozdrawiam
Pozdrawiam
No tak, a co do wysokości wagonów...to ludzi w trakcie rozwoju cywilizacji są coraz wyżsi.W XIX wieku drążono niższe tunele, bo i ludzie byli znacznie niżsi niż dzisiaj. Ktoś o wzroście 195 cm był ewenementem, dzisiaj - to żaden ewenement...
Post a Comment